piątek, 27 czerwca 2008

Historia Ogarów


OGAR POLSKI – jaki jest każdy widzi. A raczej każdy widział na pewno jeszcze sto, dwieście lat temu, bo nie sposób znaleźć by dworu gdzie tych ogarów nie było. Po zapiskach gospodarczych, rejestrach dworskich, aktach kupna, czy rejestrach użyczenia psów do łowów (a doprawdy takie bywały) poznać można, że ogar był równie znany z widzenia jak i ów koń z powyższego cytatu. Jego, ogarze, pochodzenie wywodzić można od psów gończych, które przybyły do Europy wraz z orszakami rycerskimi powracającymi z wypraw krzyżowych. Zwierzęta te uważane są za protoplastów psów św. Huberta, a pewne cechy ich ciężkiej budowy, znakomity węch i niezrównaną wytrwałość w tropieniu, odnajdujemy także w naszych ogarach. Wpływ na kształtowanie się tej rasy miały z pewnością również psy gończe, które przywędrowały do wschodniej Europy z Azji wraz z wędrownymi plemionami najeżdżającymi te tereny w średniowieczu. Późniejsze domieszki gończych toskańskich i mediolańskich w XVI wieku, oraz sentońskich i foxhundów w wieku XVIII, musiały z pewnością pozostawić ślad na typowych psach jakich używano za ostatnich Piastów i Jagiellonów.Pies gończy od setek lat towarzyszył w łowach, tym najstarszym rzemiośle ludzkim. Tropił, naganiał, osaczał. Zachowały się zapiski dotyczące istnienia różnych typów psów gończych, do łowów na różną zwierzynę i w różnych warunkach. W Polsce, „do tych zatrudnień, które kiedyś tak wielką sławę Polakom dawały, należy bez zaprzeczenia myślistwo”, używane były psy gończe zwane ogarami. Typ takiego psa musiał zapewne być zróżnicowany w zależności od miejsca występowania i rodzaju łowów. Wpływ na dobór do hodowli miały w pierwszym rzędzie przymioty użytkowe psa, w drugim zaś indywidualne upodobania hodowcy co do wyglądu i maści. Kierunek rozwoju rasy miały, można by powiedzieć, także same psy, gdyż osobniki mniej zdolne do łowów, lub bardziej „wyrywne” przy osaczaniu dzikiego zwierza, ginąc od kłów, rogów i pazurów, były eliminowane z hodowli. Nie można było sobie pozwolić na trzymanie psów głupich bądź agresywnych w stosunku do innych psów i ludzi, które mogłyby „cały kunszt łowów popsować”. Trudno dzisiaj jednoznacznie orzec, kiedy ukształtował się typ psa o pewnych określonych, wspólnych dla całej populacji cechach, pozwalających wyróżnić go nazwą „ogar”, a przez to wyodrębnić spośród innych ras. Podobnie kwestia pochodzenia samej nazwy „ogar” pozostanie zapewne nieroztrzygnięta. W roku 1608 ukazał się pierwszy traktat poświęcony wyłącznie ogarom „O psach gończych i myślistwie z niemi” wojewody poznańskiego, Jana hrabiego Ostroroga, wznawiany później pod tytułem „Myślistwo z ogary”. Jest to najstarszy i najbardziej obszerny materiał dotyczący hodowli i użytkowania tych psów. Jan Ostroróg spisał w nim swoje doświadczenia w hodowli i pracy z ogarami, Są tam też – jak byśmy dzisiaj rzekli – „porady weterynaryjne”, są tam - zadziwiająco głębokie – przemyślenia o roli psa w naszym codziennym samopoczuciu. Niewiele lat później Ostroróg napisał „Nomenclaturę ogarów” – zbiór kilkuset imion nadawanych ogarom przez ówczesnych łowczych. Brakuje tylko w tych dziełach jednoznacznego opisu, który rozwiałby wszelkie wątpliwości co do wyglądu ogara w tamtych czasach.

„... siła psia znaczy się grzbietem, który ma być kształtny, kościsty, pieczeniasty i długi. Pod takim grzbietem noga żyłowata (bo siłę psią nie do zapasów tu kładziemy, ale do biegu, nie jako frezowi, ale jako zawodnikowi). Stopa ma być podługowata, bo pies z krótką stopą każdy się poodbija, co wada wielka, i nic mu po wszystkiem. Cuch zasię znaczy się nosem a trąbą, bo nosem wiatru nabiera, a trąba go mózgowi podaje. Stąd że nos ma być wielki, nozdrza przestronna, wilgotna, a pospolicie dobry leżąc rad nosem rucha, jakoby wąchając wszystko. Trąba zasię ma być niezagarlona, między oczami przestronna, długa.” ( Jan hr. Ostroróg - „Myślistwo z ogary”)

Zmieniały się czasy, zmieniał się i ogar. Zmiany zachodzące w sposobach polowań, chociażby wprowadzenie broni palnej, ograniczenie przestronnych łowisk, a co za tym idzie stopniowe zanikanie tradycji dużych polowań z użyciem koni oraz wytępienie niektórych gatunków zwierząt, zmieniły specyfikę polowań z ogarami. W ślad za tymi zmianami, tradycja łowów z dużą ilością psów gończych stopniowo zanikała. Chociaż na rozległych terenach ówczesnej Rzeczypospolitej polowano z udziałem dużej liczby psów, jednak sposób łowów na modłę zachodnią („par force”), nigdy się nie przyjął. Polegał on, w przybliżeniu, na konnym pościgu za zwierzęciem w licznym towarzystwie gończych, bądź w przypadku grubej zwierzyny - przy pomocy psów dogowatych, które bez pomocy człowieka rozprawiały się ze swoją ofiarą. Polskie gończe i ogary służyły natomiast do wytropienia i pogoni za wybranym zwierzęciem (pies taki rozróżnia zapach nawet poszczególnych osobników tego samego gatunku zwierzyny) i napędzeniu go głośnym szczekaniem na myśliwego. Następnie osaczały ofiarę, z którą dalej już radził sobie łowczy. W wypadku łowów na wyjątkowo groźnego przeciwnika – niedźwiedzia - ogary po wytropieniu zwierza odwoływano i osaczano ofiarę przy pomocy tak zwanych „pijawek”. Były to psy bardzo cięte i sprawne w bezpośrednim kontakcie z przeciwnikiem. Ogary zaś były zbyt cenne dla myśliwego, by ryzykować ich życiem. Przy sprzedaży mogłyby osiągać zawrotne ceny, lecz rzadko bywały na sprzedaż. Częściej - kosztownym prezentem. Po wprowadzeniu broni palnej zaczęto preferować w hodowli psy z długim tułowiem, głęboką klatką piersiową, o cechach wpływających na zmniejszenie szybkości psa w biegu, choćby z uwagi na niebezpieczeństwo zastrzelenia psa biegnącego tuż za zwierzyną. Czy pracowały one w większej liczbie, czy też we dwa lub trzy, każdy z nich miał swoją specjalizację i tym samym inne spełniał zadanie. Tak więc byli „przejemcy” głoszący podjęcie tropu i zwołujący złaję do wspólnego gonu, „popądźcy” znajdujący zwierzynę, dzielący się na dwa rodzaje, z czego jeden szuka „rozumem” a drugi „pilnością”, a także „gońcy”, psy „wietrzne” goniące z „wszystkiego skoku”. Są też „wyprawcy”, ogary które mają te same cechy co gońcy, lecz gonią „kopytem”, z nosem przy ziemi, dolnym wiatrem, leniwiej i wolniej oraz „poprawcy”, które to psy zgubiwszy ślad, potrafią go znaleźć i poprawić swój „gon”. Głosy poszczególnych psów różnią się między sobą, a sposób ich „grania”, czyli specyficznego szczekania w pogoni na ciepłym tropie, dawał myśliwemu pełen obraz sytuacji jaka w danej chwili miała miejsce, choć „przedstawienie” zniknęło z jego pola widzenia. Ten właśnie sposób naszczekiwania różnił ogary od innych psów, które przeważnie goniły milczkiem. „Granie” to miało dla myśliwych znaczenie nie tylko praktyczne, ale i estetyczne. Melodyjność i harmonia głosów psiej złai, znajdują odbicie w licznych utworach literaturackich, a „Nomenclatura ogarów” pełna jest imion związanych z muzyką, jak na przykład Akord, Śpiewka, Zagraj, Grzmilas. W XIX wieku wprowadzenie w zaborze rosyjskim specjalnego podatku od psów gończych, spowodowało zmniejszenie się liczby ogarów, zwykle utrzymywano jedynie kilka psów. Odeszły w zapomnienie liczne sfory utrzymywane na królewskie polowania. Jednak to w wieku XIX-tym spotkać można kilka opisów ogara, a nawet wtedy to pojawia się jednoznaczne rozróżnienie między ogarem (Canis sagax), a „gończym psem” – później gończym polskim – (Canis venatictus). Relacje te niezbyt się między sobą różnią, wzorzec ogara staje się coraz ściślejszy. Spośród różnych ich opisów na przestrzeni wieków, jednym z bardziej reprezentatywnych jest zamieszczony przez Augusta Sztolcmana w „Łowcu Polskim” (nr 13) z 1900 roku.
I to wiek XIX-ty nie tylko opisał, ale też przedstawił ogara w obrazach. W obrazach renomowanych artystów; Juliusz Kossak był częstym gościem księcia Adama Sapiehy w jego posiadłościach w Siankach i Użoku, miejscowościach położonych nad Sanem, lecz po jego prawej – obecnie ukraińskiej – stronie. W tym trudnym, bieszczadzkim, terenie polowano wtedy, w latach 70-tych XIX wieku, na niedźwiedzia. Polowano z psami, które oglądać obecnie możemy na cyklu obrazów Kossaka – „Polowanie w Użoku u Sapiehów”, albo „Polowanie z ogarami”. Z innych twórców uwieczniających ogary na swych obrazach musimy wspomnieć o Maksymilianie Gierymskim, Tadeuszu Ajdukiewiczu, Aleksandrze Raczyńskim, Julianie Fałacie. I jeszcze: Józef Brandt i – szalenie modny ostatnio –Alfred Wierusz-Kowalski. Są jeszcze regionalni twórcy rejestrujący lokalne, zaściankowe, wydarzenia, portretujący miejscowych notabli, dziedziców, ich żony i familie, ale też ulubione konie i psy. Obrazy nie mające wielkiej wartości artystycznej mają ogromną wartość dokumentu rejestrującego styl życia, zabawy i uciech, ślubów i pogrzebów drugiej połowy XIX wieku. Na wielu tych obrazach widać ogara, więc jednak na tyle był kochany i poważany przez swego pana, by ten koniecznie kazał umieścić go na swym obrazie.
Po pierwszej wojnie światowej sytuacja ogara była tragiczna. W wyniku działań wojennych, które na wschodnich terenach Rzeczypospolitej trwały aż do początku lat 20-tych, przestało istnieć wiele dworów, wiele majątków szlacheckich, ziemiańskich zubożało. Sprzedawano je i często przenoszono się do miast. Śmiało można powiedzieć, że dla wielu wiek dwudziesty, wiek techniki i awangardy, rozpoczął się dopiero wtedy. Ogary jednak należały do wieku dziewiętnastego. Stąd w najbardziej znanym kompendium wiedzy łowieckiej tamtych lat, książce „Rok Myśliwego” Włodzimierza Korsaka znaleźć można takie zdanie: „Dawny typ polskich gończych czyli właściwych „ogarów”, zaginął już zupełnie, jak również rasa „pijawek”, psów nizkich, grubych, czarnej maści, ogromie ciętych i złych, używanych dawniej na niedźwiedzie i dziki”. Wspomina tu autor i o ogarach i o (później tak nazwanych) gończych polskich, opisuje rasy pokrewne jak gończy litewski i kurlandzki, których rasy są obecnie odtwarzane.

Dzięki staraniom środowisk łowieckich oraz pracy hodowców populacja ogara utrzymywała się na niewielkim, ale nie malejącym poziomie. Jest pokazywany na odpowiednikach dzisiejszych wystaw psów rasowych, na prezentacjach zwierząt gospodarskich i hodowlanych oraz na wystawach łowieckich. Jest zauważany za granicą, zwłaszcza w Czechosłowacji, Rumunii i na Węgrzech. Koniec lat trzydziestych, to początek starań Polski o zarejestrowanie naszego związku kynologicznego w strukturach międzynarodowych. Jednocześnie jest to początek poważnej pracy nad powiększeniem populacji przedstawicieli ras polskich, to wtedy powstaje używany do dzisiaj znak Związku Kynologicznego w Polsce, dziecko obejmujące podhalana. II wojna światowa przerwała wszystko, zawierucha wojenna doprowadziła do prawie całkowitego wyginięcia ogara. Dopiero w latach 50-tych płk. Piotr Kartawik sprowadził z Litwy nieliczne, ocalałe z jego przedwojennej hodowli psy i rozpoczął żmudną odbudowę rasy. Powstają pierwsze hodowle, rozszerza się krąg ludzi, którzy niejednokrotnie całe swe życie poświęcili popularyzacji ogara polskiego. Wzorzec ogara polskiego otrzymał wpis do FCI w 1966 roku pod numerem 52. Po tragicznej śmierci płk. Kartawika na polowaniu, sytuacja ówczesnej hodowli ogara przybrała niekorzystny obrót. Konsekwentnie prowadzona pod kątem użytkowym hodowla, uległa rozproszeniu. Dzięki działaniom środowisk nie łowieckich, nie pracujących z ogarem w lesie, pies ten jednak nie zaginął. Lata siedemdziesiąte, osiemdziesiąte, to stały wzrost liczby ogarów. Lata dziewięćdziesiąte, a zwłaszcza druga ich połowa, to wyraźna, stale wzrastająca ich liczba na wystawach. Ogary obecne są na europejskich i światowych wystawach psów, na wystawach w Polsce jest go niejednokrotnie więcej niż innych psów z pozornie bardziej popularnych ras. Zdarza się, że na wystawie prezentuje się kilkanaście, ba! nawet kilkadziesiąt ogarów. Za to należy podziękować grupie właścicieli i hodowców, którzy bez reszty poświęcili się sprawie ogara..................

fragment ksiązki " Ogar Polski" wydanej przez Wschodniokarpackie Stowarzyszenie Miłośników Ogara "Teraz Ogar"

środa, 25 czerwca 2008

Bardzo przydatne linki

Zaglądając na podane strony...dowiecie się tego co Wam potrzeba.....o ogarze

Klub Ogara i Gończego polskiego
http://ogaryigoncze.republika.pl/

Zielone Forum
http://www.forum.polskigonczy.avx.pl/portal.php

Hodowle w Europie

Żywienie

Jest kilka szkół preferujących rodzaj podawanych karm, jak też i sposobów karmienia. Wymienię kilka najszerzej stosowanych..a potem swoją :)

Barf: polega na podawaniu psu surowego mięsa, podrobów, kości..i jarzyn w odpowiedniej proporcji...podobno najlepiej przyswajalne, najzdrowsze itp.

Gotowane: Indyk, kurczak, podroby, ugotowane z ryżem i dodatkiem jarzyn, uzupełniane zestawem witamin, z dodatkiem od czasu do czasu żłótka z jajka..białego sera...kanapek domowych i róznych smacznych kęsków...preferowane w większości przez właścicieli jednego pupila..oczywiście super, pod warunkiem przestrzegania odpowiednich ilości i niedokarmiania psa nadmiernie :)

Suche: czyli karmienie psa odpowiednio przygotowanymi , przemysłowymi karmami, produkowanymi specjalnie dla określonych ras, grup wiekowych, lub wielkości. Wygodne, mało pracochłonne.

Mój sposób:

U nas podstawą żywienia psów jest sucha karma..oczywiście każdemu według wzrostu, wieku i potrzeb....

PrzetestowaliśmyKarma dla dorosłych bardzo aktywnych psów...świetna, polecamy dla gończych powyżej 15 miesięcy zycia..pracujących na ścieżkach, prowadzących aktywny try zycia







ogólnie karma dobrze przyswajalna, smaczna....przyszła mama ogarka wcina aż się uszy trzęsą :)







jadły...dobra karma









karma świetna pod względem jakości


Zdrowie

Ogary polskie sa psami o końskim ;) zdrowiu...raczej nie chorują...ale....jak to w zyciu bywa, czasami weta trzeba odwiedzić. To rasa stworzona do nieograniczonego ruchu, do pogoni za zwierzem, do tropienia...warunki mieszkaniowe niejednokrotnie zmuszają do dawkowania tego ruchu czyli do spacerów. Obserwując naszą Diunę, widzę, że jest szczęśliwa mogąc sobie kiedy chce pogonić, kiedy jaśnie pani sobie życzy to zalegnąć w progu na tarasie i wygrzewać do słońca...Słodkie lenistwo zamienia się w emocje i prawie lot w powietrzu gdy zwietrzy wroga :)...Przypadłość która trapi rasę...która jest w rodowodzie chyba każdego ogara i wyeliminowanie jej wiąże się z ścisłą selekcją i jest na dziś..raczej niewykonalna...to entropium genetycznie uwarunkowana wada powiek, gdzie dolna powieka wwija się w stronę oka drażniąc rogówkę i powodując cierpienie. Oczy są wiecznie załzawione, płaczące...zaczerwienione w fazie stanu zapalnego. Wada jest widoczna albo od razu..u małych szczeniąt, albo ukazuje się później w czasie wzrostu...Konieczny jest zabieg hirurgiczny ustawiający powiekę w odpowiednim położeniu. Na szczęście zabieg jest w większości przypadków korygujący wadę raz na zawsze...każdy nabywca ogara musi być świadomy tego, że w razie wystąpienia entropium konieczna jest pomoc, żeby psiak nie cierpiał. Inne choroby i przypadłości jak to w zyciu bywa, są ale niekoniecznie ;) i ogary dozywają sędziwego wieku w raczej dobrej kondycji.

piątek, 20 czerwca 2008

macierzyństwo


Oczekujemy na szczeniaczki...pierwsze ogary w naszej hodowli. Do tej pory urodziło nam się 6 miotów gończych..teraz czas na ogarzęta...Diuna została pokryta 4-6 maja 2008 roku, maluszków oczekujemy około 5-6 lipca...ogromnie jestem ciekawa jakie sliczności nam się urodzą.....

Na zdjęciu...tata...PIASTUN z Południowej Kniei, niewyraźne ale jedyne jakie mam, Piastun jest psem domowym, mało pokazywanym na wystawach. Ma to o co mi chodził0 u zywając go do hodowli. Piękne ciemne i zdrowe oczy, czarny nieprzesiany czaprak i super charakter.

30 czerwiec 2008
Dziś 57 dzień ciąży.....zaczynamy odliczanie, w zasadzie od jutra cały czas w gotowości, obserwujemy sunię...apetyt dopisuje, ale jest ogromnie gorąco...przyszła mama tylko je i wyleguje się na tarasie...noooo czasami poszczeka przy bramie...

środa, 18 czerwca 2008

złota dwunastka

"ZŁOTA DWUNASTKA Margaret Hughes.

W prawidłowej socjalizacji psa pomocna może być przestrzeganie zaleceń tzw. złotej dwunastki. Przewidują one, ze szczenię do 12 tygodnia życia powinno:

1. chodzić po co najmniej 12 różnych powierzchniach (np. parkiet, dywan, bruk, beton, linoleum, trawa, gazety, piasek itd.)

2. bawić się co najmniej 12 różnymi przedmiotami (np zabawki miękkie i twarde, duże i małe piłki, dźwięczące zabawki, drewniane przedmioty, papier lub karton, metalowe przedmioty itd.)

3. poznać co najmniej 12 różnych miejsc (np podwórko, mieszkania innych osób, boisko szkolne, łąka, piwnica, winda, autobus, przejście podziemne itd.)

4. zapoznać się i bawić z co najmniej 12 różnymi osobami (np.dzieci, mężczyźni, kobiety, staruszkowie, ludzie na wózkach, ludzie o lasce, w kapeluszach, z parasolem, w habitach, okularach słonecznych itd.)

5. poznać co najmniej 12 różnych odgłosów (bawiące się dzieci, płaczące i krzyczące dzieci, ciężarówki, motocykle, deskorolki, pralka, mikser, wózki w sklepie, spadający garnek, odkurzacz, karetka na sygnale itd.)

6. poznać co najmniej 12 szybko poruszających się obiektów ( np.deskorolki, rolki, rowery, motocykle, samochody, biegnący ludzie, koty itd.)

7. podołać co najmniej 12 różnym wyzwaniom (np.wchodzenie do kartonowego pudła, przechodzenie przez tunel, chodzenie po ażurowych schodach, chodzenie po kładce, elektrycznie otwierane drzwi, pływanie w jeziorze itd.)

8. byś dotykanym porzez właściciela i rodzinę w co najmniej 12 miejscach (np.branie na ręce, obracanie na plecy, przytrzymywanie między nogami, oglądanie opuszek łap, zębów, uszu itd.)

9. jesć z co najmniej 12 różnych pojemników (metalowa miska, pudełko, papier, kubek, patelnia, plastykowy kubeczek, ansckball, łyżka, torebka papierowa itd.)

10. jeść w co najmniej 12 różnych miejscach (np.na podwórku, w klatce, w piwnicy, w łazience, w domu znajomych, z samochodzie, na boisku szkolnym, pod parasolem itd.)

11. bawić się co najmniej z 12 szczeniętami i zrównoważonymi dorosłymi psami

12. zostawać co najmniej 12 razy samemu z dala od rodziny i innych zwierząt na około 5-45 minut Wszystkie te doświadczenia szczenięce powinny mieć pozytywny lub neutralny efekt."

wystawy


Jarosław pierwsza wystawa Diunki Krosno maj 2007



Poniewaz jesteśmy hodowcami, zaczynamy z Diuną jeździć...kilka wystaw w klasie młodzieży, kilka w pośredniej..i mamy za sobą sezon..zdobylismy uprawnienia hodowlane, poznaliśmy wspaniałych , nowych przyjaciół...




Rzeszów...międzynarodowa







Ogar polski Diuna z Lianówki

Luty 2007 rok, przeglądam allegro i natrafiam na ogłoszenie o sprzedaży rocznej suczki....dzwonię..i wiem, że ona moją byc musi. Jedziemy z synem, Diuna trochę zszokowana, że ją się zabiera z miejsca gdzie się urodziła, ale nie protestuje....w domu trochę przestraszona, boi się naszych psów..kilka dni i jej przejdzie ;) Tęskni, widać, zę nieszczęśliwa. Robimy wszystko, żeby jej zająć czas, myśli...jest coraz lepiej. Po kilku tygodniach pierwsze objawy radośći, pierwsze merdania ogonem...zaczyna się dobry czas dla nas i naszego ogara. Uczymy się rasy..zupełnie co innego niż dotychczasowe nasze gończe. Wrażliwa, serdeczna, ufna, jednocześnie z bardzo twardym charakterem. Mój mąż zaczyna ją wyróżniać...i ona o tym doskonale wie.



1,5 roku później

Diuna zdominowała nasz dom w pozytywnym oczywiście sensie. Nasza wiedza o ogarach wzbogaciła się o wiele nowych doświadczeń. Wiemy już że to psy dla nas....Diuna jest doskonałym towarzyszem, wspaniałą posłuszną suczką, rewelacyjnie spisującą się na leśnych wypadach...jak i rewelacyjnie wkomponowaną w naszą ;) kanapę domową rezydentką

pies towarzyszem człowieka

Na co komu pies.......gończy lub ogar...

Do napisania tego artykułu skłoniło mnie kilka zaistniałych ostatnio zdarzeń, a mianowicie bój niczym o wolność i niezależność ojczyzny—pewnej młodej damy w sprawie kto i dlaczego może mieć ogara lub gończego---a komu nie wolno go mieć pod żadnym pozorem, oraz telefon od potencjalnego nabywcy moich szczeniąt. Sprawy niby nie związane ze sobą ale jednak.....
Może zacznę od telefonu. Dzwoni...odbieram, mówiąc słucham???
„Paniiiii, a u pani to mogę kupić takiego czarnego psa?????
--Chodzi Panu o gończe???
--Nooooo, takie duże , bo bym sobie kupił, macie coś?????
--Niestety, proszę Pana, będą ale trzeba się zapisać.....itp.... A na co Panu gończy???? Tak w skrócie, żeby się nie rozpisywać..
A bo paaaaniii, jo to bym se z nim do lasu na grzyby poszoł....a jak by mi rozrabiał na podwórku to bym se go na linke zapioł...miałby jak w raju.
Zaparło mi dech z lekka i wysoliłam zaporową cenę bo o dyskusji mowy być nie mogło. Ja o niebie on o chlebie. Albo odwrotnie.
Wracając do boju, toczy się zupełnie bez potrzeby, komplikując i tak już dość pomieszane losy niejednych gończych i ich właścicieli. Myśliwy to nie zawód, zawodem jest łowczy, leśniczy....itp. Myśliwy to hobbysta tylko z troszkę większym portfelem od zwykłych zjadaczy chleba. Nie umiem określić całokształtu cech, które ma myśliwy....znam takich co do rany przyłóż, jak również tych co przyłóż i gangrena. I teraz jak tu myśleć, że myśliwskiego, inteligentnego psa, o wysokim poziomie wrażliwości i jakby nie było polskiego!!! oddać we wyłączne posiadanie temu z cechami gangreny? Myśliwym może być i lekarz i adwokat i łowczy.....Każdy z nich ma swoją, gdzieś zdobytą wiedzę o psie rasowym, psie pomocniku myśliwego. Jeden z nich chwali pod niebiosa wyżły, drugi poluje z jamnikiem, trzeci w ogóle uważa, że pies to się tylko przy nodze pałęta i niewiedzieć po co ktoś wymyślił regulamin zbiorówek. Nie tędy droga młodzi gniewni, dbając o polską rasę psów myśliwskich nie zapędzajmy ich wszystkich do leśniczówki. Z braku zajęcia zdegenerują się szybciej, niż mieszkając w mieście i raz na tydzień jadąc porozrabiać w jakiejś zagrodzie dziczej, czy innym placu zabaw przeznaczonym specjalnie dla nich. Świat idzie do przodu, jest coraz mniej lasów, wielkich obwodów łowieckich, mieszkamy coraz bliżej cywilizacji. Hodowca psów rasowych to również pasjonat, taki sam jak myśliwy. Ma niejednokrotnie większą wiedzę o regulaminach i wzorcach niż ten z drugiej strony strzelby. Gończy polski niedawno wyszedł z lasu..... co widać w jego charakterze, płochliwości, dziwnym reagowaniu na różne zwyczajne dla nas, ludzi miasta sytuacje. Zaciekłość niektórych w obronie rasy tylko dla myśliwych trochę mnie śmieszy, ale w większości zasmuca. Mam przykład z niedalekiego gończego podwórka. Pies reproduktor, piękny.....w rękach myśliwego. A myśliwy pracuje, żona bawi dzieci, polowania są, a jakże, ale nie zawsze bierze się psa.....Jak już to jeśli potrzeba dojść postrzałka. Więc pies między jednym a drugim polowaniem siedzi sobie w kojcu drzemiąc i obserwując kury....Ilu jest takich myśliwych ??? Wielu, i nawet lubią psy i mają szczere chęci, ale praca, praca, działalność po pracy....A kiedy hodowla??? A teraz przykład z pobliskiego miasta, gdzie w zgodzie z wszystkimi domownikami jak rówież sąsiadami żyje sobie hodowca, nie mający nic wspólnego z myślistwem ....Na dodatek żyje sobie w bloku. Jej gończa ma wszystko co może sobie rasa wymarzyć. Ma ciepły kąt, dobre jedzonko, miłość właścicieli wybaczająca nawet ogromne przewinienia. Ma dużo ruchu, w sezonie wycieczki rowerowe, niedzielne wypady na wieś....Ma też jak na myśliwskiego psa przystało wakacje a nawet weekendy w dziczej zagrodzie, ścieżki tropowe itp. Itd. Równocześnie z certyfikatem użytkowości posiada championat polski. Niedawno miała szczeniaki.....wątpię, żeby wszystkie trafiły w ręce myśliwych, ale świadomy hodowca nie zaniedba sprawy i przekaże nabywcom szczeniąt wiedzę co powinni robić, żeby utrzymać cechy psa myśliwskiego w rasie, co robić, żeby i pies i ich miejski właściciel czuli się ze sobą dobrze, wzajemnie się szanując i respektując prawa nowych dziejów cywilizacji. A przykład trzeci, z własnego podwórka. Moje gończe i ogarka codziennie są w lesie, codziennie idą po tropie zwierzyny, nie układam ich specjalnie do polowania bo z nimi polować nie będę, ale....Cieszy mnie ich radość kiedy biorę smycz do ręki, one patrzą w las....idziemy swoimi ścieżkami, one tropią zawzięcie, pokazując mi wszystkie miejsca gdzie sarny leżały, gdzie skakały przez rów z wodą, gdzie szły skrajem lasu, i gdzie w las weszły....Na pewno mają instynkt i przez moje laictwo tego instynktu nie zatracą , tego również jestem pewna. Raz na jakiś czas układamy im ścieżki tropowe, mają wtedy więcej przyjemności a ja ćwiczę kondycję . Jak chcą się wygnać do woli to maja nasz prawie hektar wokół domu. Wracamy z lasu z jęzorami na wierzchu, michy zjadane są w błyskawicznym tempie, ostatni głask, głask i spanko w budzie. Do rana, gdzie zabiegi pielęgnacyjne, karmienie, trochę szkolenia. A po południu znów las. Jakoś nie czuję, żeby większe zadowolenie sprawiał mi taki spacer z mopsem na przykład. Nie potrafiłam w życiu dać zamknąć się w ramki pracy od-do, swoje życie podporządkowałam psom, hodowli. Nie czułabym się szczęśliwa w mieście. Moje psy są szczęśliwe tam gdzie ja jestem, mają to wypisane na śmiejących się do mnie pyskach. Podsumowując rozważania, uważam, że pies gończy jest potrzebny każdemu, kto kocha przyrodę, psy i wspaniały sposób spędzania wolnego czasu jakim jest wędrówka po zielonej części naszej ojczyzny. Również myśliwym, korzystającym z jego walorów użytkowych. Ale nie wyłącznie. Gończy polski, aby mógł konkurować z innymi rasami na światowych ringach musi wyjść z budy, potrzeba mu oprócz utrzymania cech doskonałego tropowca i dzikarza, też ogłady i wykształcenia. Wypośrodkujmy więc swoje starania, namawiajmy właścicieli naszych szczeniąt na jak najszersze zainteresowanie sportem ( myśliwskim również) A tych co jeszcze nie wiedzą jak zająć psa , ale chcą, namawiajmy na warsztaty psów myśliwskich, na spacery gończych, na wystawy, na aktywny sposób wypoczynku. Gończy polski to pokocha na pewno, a ten błysk w oku i kmicicowe zawadiackie spojrzenie nie zginą w powodzi miastowych genów.